29 października 2009

Chi salverà Africa?


Ha terminato II Sinodo per l'Africa. Per tre settimane i Padri Sinodali riflettevano i problemi essenziali di Terra Nera tra l’altro: AIDS, la poligamia, sfruttamenti delle donne, la magia, i conflitti, le migrazioni, i bambini-soldati, le sette, lo sviluppo islamico. Si può notare che sinodo è diventato respiro della vita nuova per Africa. Per questo il sinodo non ha presentato soltanto l'appello per aiutare l'Africa, ma anche che non basta fare le discussioni e le analisi belle, se tutto non si vede nella luce divina. Si può vedere degli errori dei responsabili della politica, le ideologie, i governi non giusti. Però è più difficile vedere che la base di tutte le ingiustizie, le guerre, la vita senza pace è la chiusura a Dio. Senza Dio non si può guarire delle malattie d'Africa. Secondo me tutti i cristiani dovrebbero diventare „il sale” e „la luce" per la Terra Nera, come i servitori della riconciliazione, della giustizia e della pace. Coraggio!!!



Kto uratuje Afrykę?

Zakończył się II Synod dla kontynentu afrykańskiego. Przez trzy tygodnie Ojcowie Synodalni zastanawiali się nad istotnymi problemami na Czarnym Lądzie: AIDS, poligamia, wykorzystywanie kobiet, czary, konflikty plemienne, masowe migracje, dzieci-żołnierze, sekty, rozwijający się islam. Można zauważyć, że synod stał się dla Afryki oddechem nowego życia. Synod to nie tylko apel o to, by natychmiast i w sposób konkretny pomóc Afryce, gdyż ludzie nie przestają każdego dnia coraz liczniej umierać. Synod to także ukazanie, że nawet najpiękniejsze dyskusje i analizy nie wystarczą, jeśli na wszystko nie spojrzy się w Bożym świetle. Można zrzucać odpowiedzialność na zewnętrzne grupy nacisku, ideologie, na rządzących, zupełnie nieczułych na los mieszkańców i zachłannych na zysk. Trudniej jednak przyznać, że u podstaw wszystkich niesprawiedliwości, wszelkiego zepsucia leży nieprawe serce, zamknięcie na Boga, wypaczenie tej podstawowej relacji, na której opierają się wszystkie pozostałe. Bez Boga nie da się uleczyć chorób Afryki. A chrześcijanie mają się stać dla Czarnego Lądu „solą” i „światłem”, jako słudzy pojednania, sprawiedliwości i pokoju. Odwagi!!!



19 października 2009

POPIELUSZKO - LA SPERANZA NON SI PUO' UCCIDERE

Oggi al Festival Internazionale del Film di Roma è stato il giorno polacco. Aveva luogo l'anteprima del film "Popieluszko", dedicato al cappellano di Solidarnosc ucciso 25 anni fa - Padre Jerzy Popieluszko. Il film racconta tutta la vita di Padre Jerzy, dagli anni dell'infanzia fino al brutale assassinio e ai solenni funerali a cui parteciparono oltre mezzo milione di persone. Padre Jerzy, sacerdote polacco divenuto testimone della grande dimostrazione di indipendenza dei lavoratori polacchi agli inizi degli anni '80 e tragicamente ucciso in circostanze misteriore. Secondo me film presenta di speranza, coraggio, rifiuto della violenza in ogni sua forma. Vale la pena vederlo.
„Popiełuszko. Wolność jest w nas” – premiera w Rzymie
Nadzieja, odwaga, odrzucenie przemocy w każdej formie za cenę własnego życia to słowa, które krótko streszczają film Rafała Wieczyńskiego o Księdzu Jerzym Popiełuszko pt. „Popiełuszko. Wolność jest w nas”, którego premiera miała miejsce dziś w Rzymie. Projekcja filmu została zorganizowana z okazji 25 rocznicy śmierci ks. Jerzego, a także z okazji trwającego od 12 do 23 października Międzynarodowego Festiwalu Filmów Fabularnych Rzymie.
Film, który miałem okazje zobaczyć wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Opowiada o życiu i pracy księdza Jerzego Popiełuszki w kontekście polskiej historii i Kościoła. Reżyser przedstawia życie księdza od młodzieńczych lat. Już w dzieciństwie widoczna była jego pobożność, która trwała także w okresie służby wojskowej i zaowocowała powołaniem do kapłaństwa. W filmie bardzo dobrym posunięciem było wykorzystanie materiałów archiwalnych, które czynią film jeszcze prawdziwszym. Adam Waranowicz, aktor grający główną rolę jest tak bliski oryginału jak to tylko możliwe. Odtworzony jest idealnie z jego przeszłością. W przeżyciach, które miał Popiełuszko pokazane są momenty śmiechu, co daje nam widzom lżejszy odbiór dramatu zważając na to, iż film jest na faktach autentycznych. Ksiądz całe swoje życie pracował dla dobra innych i chciał pomagać, lecz czasem blokował go strach o własne życie i cierpienie swoich rodziców. Dziś trudno zrozumieć takie posunięcia, myśli i czyny jednego człowieka. Jego życiowym mottem było „Zło dobrem zwyciężać”.


Osobiście sceny z filmu mnie poruszyły głęboko, co sprawiło, że seans mi się podobał. Zachęcam do obejrzenia tego filmu, jeżeli jeszcze ktoś go nie widział, bo warto poznać historie księdza Popiełuszki. Ten film może nas też nauczyć większego szacunku do Ojczyzny i do ludzi którzy walczyli o jej WOLNOŚĆ.








14 października 2009

LA CANONIZZAZIONE - ZYGMUNT SZCZESNY FELINSKI

Benedetto XVI è canonizzato di Zygmunt Szczęsny Feliński - vescovo e fondatore della Congregazione delle Suore Francescane della Famiglia di Maria. Dalla vita del Feliński possiamo attingere anche per i nostri tempi lo spirito e il lume che da' senso alla nostra vita. La sua canonizzazione invita a riflettore sul proprio cammino, sulla famiglia e sulla rinascita, sulla costruzione della casa di tutti - la Patria.

Kanonizacja w Watykanie
Papież Benedykt XVI kanonizował pięciu błogosławionych Kościoła. Wśród nich jest Polak Zygmunt Szczęsny Feliński, arcybiskup Warszawy, założyciel zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi. Oprócz niego papież kanonizował dwóch Hiszpanów zakonnika-mistyka Rafaela Arnaiza Barona i dominikanina Francisco Coll y Guitarta, francuską zakonnicę Marie de la Croix i belgijskiego księdza Josefa Daamiana de Veuster, który na Hawajach niósł pomoc chorym na trąd. Na placu św. Piotra zgromadziły się tłumy pielgrzymów, gdy patrzyłem na ten tłum zastanowiło mnie, czy nowi święci będą dla nas inspiracją do zmiany naszego postępowania, czy tylko zostaną po nich obrazki w książeczce do nabożeństwa. Zygmunt Szczęsny Feliński był wielkim świadkiem wiary i duszpasterskiej miłości w czasach bardzo trudnych dla narodu i Kościoła w Polsce. Nowy polski święty jako arcybiskup warszawski zapalał wszystkich do wewnętrznej odnowy i choć przed wybuchem powstania styczniowego ostrzegał przed niepotrzebnym rozlewem krwi, to gdy powstanie się rozpoczęło i gdy nastąpiły represje, odważnie stanął w obronie uciśnionych. W każdej sytuacji zachowywał niewzruszoną ufność w Bożą Opatrzność modlił się nie o ochronę od udręczeń i trosk świata, ale o miłość, głęboką pokorę i nieograniczoną ufność w pomoc i miłosierdzie Boże. Bez wahania można powiedzieć, że ten święty jest nam dziś potrzebny, gdy Kościół jest krytykowany przez różne opcje polityczne. Gdy wielu deklarujących się katolików kopie dołki swoim braciom w wierze, gdy świat skupia sie na tym co łatwe, lekkie i przyjemne.Wszyscy jesteśmy wezwani do zrobienia rachunku sumienia ze swego postępowania, całkowitego daru ze swego życia, bez ludzkich kalkulacji i korzyści, z bezgraniczną ufnością w Bogu. Doskonałość świętych, w logice wiary czasem po ludzku niepojęta, polega na tym, aby nie stawiać w centrum samych siebie, ale na decyzji, ażeby iść pod prąd, żyjąc zgodnie z Ewangelią. Tak też postąpił Zygmunt Szczęsny Feliński



9 czerwca 2009

Asertywność



Asertywność – w psychologii termin oznaczający posiadanie i wyrażanie własnego zdania oraz bezpośrednie wyrażanie emocji i postaw w granicach nie naruszających praw i psychicznego terytorium innych osób oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznych. Jest to umiejętność nabyta.

Asertywność to:umiejętność wyrażania opinii, krytyki, potrzeb, życzeń, poczucia winy,umiejętność odmawiania w sposób nieuległy i nieraniący innych,umiejętność przyjmowania krytyki, ocen i pochwał,autentyczność,elastyczność zachowania,świadomość siebie (wad, zalet, opinii),wrażliwość na innych ludzi,stanowczość.
Osoba asertywna ma jasno określony cel i potrafi kontrolować własne emocje, nie poddaje się zbyt łatwo manipulacjom i naciskom emocjonalnym innych osób.
Asertywność nie oznacza ignorowania emocji i dążeń innych ludzi, lecz raczej zdolność do realizacji założonych celów mimo negatywnych nacisków otoczenia, racjonalną dbałość o własne interesy z uwzględnieniem interesów innych. Asertywność to obok empatii podstawowa umiejętność wchodząca w skład inteligencji emocjonalnej.
Praktyczna asertywność jest niczym innym jak uczeniem innych ludzi jak mają Cię traktować, ponieważ wychodzi z założenia, że inni ludzie nie wiedzą i nie będą wiedzieć co myślisz i czujesz, dopóki nie dowiedzą się tego od Ciebie.
Tak rozumiana asertywność zakłada, że kiedy ukrywasz swoje emocje, wprowadzasz innych w błąd lub skazujesz na domysły.
Diagnozy zachowań nieasertywnych dokonuje się na podstawie zablokowanych w autoprezentacji sfer komunikacji – blokady mówienia nie, wyrażania i przyjmowania opinii i krytyki, kontaktu z autorytetem i tłumem (trema), radzenia sobie z poczuciem winy.
Zachowanie asertywne
Zachowanie asertywne polega na uznawaniu, że jest się tak samo ważnym, jak inni, na reprezentowaniu własnych interesów z uwzględnieniem interesów drugiej osoby. Zachowanie asertywne oznacza korzystanie z osobistych praw bez naruszania praw innych.
Charakteryzuje postawę akceptacji siebie, szacunku do siebie i innych.
Postawa asertywna towarzyszy ludziom, którzy mają adekwatny do rzeczywistości obraz własnej osoby. Stawiają sobie realistyczne cele, dzięki czemu w pełni wykorzystują swoje możliwości, a jednocześnie nie podejmują zbyt trudnych zadań, co ich chroni przed rozczarowaniem; to także zachowanie dziecięce.
Człowiek asertywny swobodnie ujawnia innym siebie, wyraża otwarcie swoje myśli, uczucia, pragnienia. Czyni to w sposób uczciwy, bezpośredni, śmiało, bez paraliżującego lęku, akceptuje swoje ograniczenia, niezależnie od tego, czy w danej sytuacji udało mu się odnieść sukces, czy też nie. Potrafi odpowiedzieć nie, zażądać czegoś, co mu się należy, nie lęka się nadmiernie oceny, krytyki, odrzucenia. Pozwala sobie na błędy i potknięcia, dostrzegając swoje sukcesy i mocne strony. Gdy jest w centrum zainteresowania uwagi, potrafi działać bez niszczącego lęku. Akceptuje zmiany w sobie i innych. Potrafi się porozumieć z innymi, potrafi też dochodzić swych praw i egzekwować je.

O zmęczeniu, które chroni człowieczeństwo

Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, ZIMA 57/2009


Gyby nie zmęczenie, można by zrobić więcej i lepiej, żyć intensywniej… Chyba nikt dziś nie ceni zmęczenia. Raczej spostrzegamy je jako ograniczenie, które najlepiej byłoby pokonać. Często już nie wystarcza tradycyjna kawa, by nieco wydłużyć czas czuwania. Półki sklepów uginają się od specyfików w kolorowych opakowaniach, które obiecują wyeliminowanie zmęczenia, przynajmniej na jakiś czas, ale za to bez potrzeby odpoczynku! Wielu nie przeszkadza nawet to, że natura i tak daje o sobie znać i później przychodzi jeszcze większe wyczerpanie. Różnego typu napoje pobudzające czy inne tego typu środki, choć wykorzystują zdobycze współczesnej medycyny, tak naprawdę swą atrakcyjność budują, odwołując się do marzenia starego jak świat: zero zmęczenia! Bogowie greckiego panteonu, choć sypiali, nie znali zmęczenia. Niewyczerpani i niestrudzeni wzbudzali zazdrość i prowokowali marzenia słuchaczy greckich mitów. Pragnienie wyzwolenia się z pęt zmęczenia jest chyba jednak czymś bardziej uniwersalnym. Z pewnością zdecydowana większość entuzjastów red bulla, jeśli w ogóle słyszała greckie mity, niewiele z nich pamięta. Podobnie jednak jak starożytni wyciąga rękę w poszukiwaniu panaceum na zmęczenie.
Dziecko zasypiające pośród swych zabawek, uczeń nad zeszytem, robotnicy przystający niosąc wielkie ciężary, staruszkowie niemogący już podnieść łyżki do swych ust… To tylko niektóre obrazy zmęczenia. Męczy zabawa, nauka, praca, ludzie i po prostu samo życie. I nie dotyczy to jedynie kondycji fizycznej. Równie, a nawet bardziej dotkliwie można być wyczerpanym psychicznie. Zmęczyć się może także nasza wiara.
Zmęczenie jest zatem jednym z najbardziej fundamentalnych doświadczeń człowieka. Towarzyszy wszystkim bez wyjątku, od dnia narodzin po samą śmierć, we wszystkich dziedzinach życia. Czy jest jednak ono jedynie nieuniknioną przypadłością ludzkiej kondycji, która pojawiając się co pewien czas, zmusza nas do wstrzymania naszych działań, opóźnia realizację naszych projektów, stawiając nas niejako na marginesie życia? Czy w doświadczeniu zmęczenia jest jakikolwiek sens? Czy, nie mając innego wyjścia, winno się zmęczenie jedynie redukować do koniecznego minimum, które należy po prostu przeczekać?Daj Mi pić
Tak jak w ludzkim życiu, zmęczenie raz po raz pojawia się na kartach Biblii. Najwięcej jednak mówi się o nim w Sychar, małym miasteczku samarytańskim, przy studni Jakuba (por. J 4, 1-42). To właśnie tutaj, w samo południe, usiadł Jezus. Za chwilę do tej samej studni podejdzie kobieta, której imienia Ewangelista nie zapisał, jakby chciał, by każdy mógł wstawić w tym miejscu własne. Rozmowa będzie dotyczyć wody, miejsc kultu i życia wiecznego… Będzie bardzo głęboka i teologiczna – jak to zazwyczaj bywa w Janowej Ewangelii.
Zanim jednak do niej dojdzie, warto nie przegapić jednego zdania: Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy źródle (J 4, 6). Ot, codzienny obrazek ze zwykłego, ludzkiego życia. Niewiele tu z Chrystusa tryumfującego, pełnego mocy, przychodzącego z pomocą innym. Wręcz przeciwnie, tym razem to Jezus, spragniony, prosi nadchodzącą kobietę o pomoc: Daj Mi pić (J 4, 7). Tak zaczyna się spotkanie, które przemieni życie tej kobiety i wielu innych mieszkańców Sychar. Właśnie od zmęczenia i pragnienia. W takim razie zmęczenie nie musi być zupełnie nieużyteczne… Może się ono stać – bardziej nawet niż czas, gdy czujemy się pełni sił i energii, gdy działamy i jesteśmy bardzo wydajni – uprzywilejowanym miejscem spotkania Boga. W każdym razie On sam wybrał taki sposób na spotkanie człowieka: przychodzi zmęczony, więc coś w tym musi być.
Po krótkiej wzmiance na samym początku w całym opisie spotkania nie będzie już mowy o zmęczeniu, ale tylko pozornie. Zmęczenie zawsze podpowiada nam, że trzeba szukać źródła siły, która pozwoli je przezwyciężyć. Cóż bardziej może dać wytchnienie w południowy skwar niż kilka łyków orzeźwiającej wody? A właśnie wody dotyczy rozmowa Jezusa z Samarytanką, czyli tego, co pozwala ugasić pragnienie i przezwyciężyć zmęczenie.
Pragnienie i zmęczenie idą zawsze w parze. Zmęczenie obnaża pragnienie życia, o którym łatwo nam przychodzi zapomnieć, gdy jesteśmy pełni energii i gdy może nam się wydawać, że mamy w sobie życie. I nie tylko o zmęczenie fizyczne tu chodzi. Każde działanie, każdy gest i każda sytuacja – niezależnie od tego, czy dotyczy rzeczywistości fizycznej, czy duchowej – niesie ze sobą zmęczenie. Zresztą podobnie można powiedzieć o braku działania. Bywamy przecież zmęczeni „nicnierobieniem”, choć pozornie oszczędza ono wszelkie nasze siły… Gdy zatem przy studni Jakuba mowa jest o wodzie i ugaszeniu pragnienia, za każdym razem chodzi o pragnienie życia i zmęczenie, które objawia jego brak.
Na prośbę Jezusa kobieta nie odpowiada od razu. Zaskakuje ją sama prośba, a raczej to, że Jezus, będąc Żydem, w ogóle ośmiela się zwrócić z nią do Samarytanki. Zaskoczenie jest jeszcze większe, gdy proszący Daj Mi pić mówi o tym, że mógłby jej dać wody żywej. Rozsądek szybko jednak bierze górę nad zdziwieniem: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? (J 4, 11). Samarytanka – podobnie jak każdy z nas – wie, jak bardzo woda potrzebna jest do podtrzymania życia i zna trud codziennych pielgrzymek do studni. Wie też, że potrzebny jest czerpak. To wszystko oznacza pomysłowość człowieka w poszukiwaniu przezwyciężania zmęczenia, która dziś może bardziej niż kiedykolwiek rozwinęła różne techniki i środki podtrzymujące nasze siły czy nawet przedłużające życie.
Jednak używając nawet najlepszych środków i będąc w sile wieku, nie uda się nam wyeliminować zmęczenia raz na zawsze. Najlepszy odpoczynek to tylko odsunięcie w czasie kolejnego doświadczenia zmęczenia: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął (J 4, 13). W powtarzalności zmęczenia czy pragnienia doświadczamy czegoś bardzo poważnego: własnej niewystarczalności, ograniczenia czy – jak powiedzieliby opisowo biblijni autorzy – niebycia Bogiem, czyli bycia stworzeniem. Choć wydawać się to może bardzo oczywiste – nie brak przecież takich stwierdzeń w teologicznych i duchowych traktatach – praktyka codziennego życia świadczy jednak o tym, że bardzo trudno się nam do tego przyznać. Choćby dlatego, że nie cenimy przeróżnych stanów zmęczenia, próbując ich unikać, denerwując się nimi, żałując, że się nam przydarzają.
A przecież to nasza ludzka rzeczywistość, tak samo ważna jak możliwość działania i tworzenia. Niedocenianie jej, spychanie na dalszy plan czy nawet wstydliwe skrywanie to próba bycia kimś innym niż w rzeczywistości jesteśmy, próba bycia nieludźmi. Może właśnie dlatego na spotkanie z Samarytanką Jezus przyszedł zmęczony i zwyczajnie poprosił, by dała Mu pić. Jakby chciał pokazać, że nie wstydzi się być człowiekiem, z tym wszystkim, co przydarza się ludziom: zmęczeniem, słabością, starością…Przyjdźcie do Mnie wszyscy
Dalszy ciąg spotkania przy studni Jakuba przynosi niesamowitą obietnicę: Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu (J 4, 14). Nic dziwnego, że role się odwracają i teraz Samarytanka prosi o wodę, która raz na zawsze ugasiłaby jej pragnienie, oszczędzając kolejnych, codziennych wypraw do studni.
Niezrozumiała może się wydawać w tym kontekście prośba Jezusa: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj! (J 4, 16) – jakby zupełnie zmieniająca temat rozmowy. Zmiana ta jednak znów jest tylko pozorna. Historia pięciu mężów kobiety i szóstego mężczyzny, który już nawet nie jest jej mężem, przypomina czerpanie wody ze studni: ciągle na nowo, ciągle kolejny raz, który znów nie okazał się ostatecznym, lub inaczej mówiąc – tym właściwym. Słysząc to, kobieta wraca do miasta, zostawiając dzban, tak jakby nagle przestała pragnąć i szukać. Czyżby spotkany Jezus był w końcu tym właściwym? Symbolika biblijna podpowiada, że byłby to siódmy jej mężczyzna – prawdziwy, pełny, taki jak żaden dotąd.
Zmęczenie i pragnienie popychają nas do poszukiwania źródła siły poza nami, popychają nas do spotkań, które zdają się obiecywać spełnienie. Sześciu mężczyzn w życiu Samarytanki z Ewangelii św. Jana to nic innego jak wołanie pragnienia o ”miłość, która nie męczy i która się nie męczy”. Pragnienia ciągle rozczarowanego. Powtarzalność naszego zmęczenia i naszego pragnienia, mimo różnych prób zaradzenia, nieuchronnie prowadzi do poszukiwania czegoś radykalnie innego, co nie będzie już tylko kolejnym epizodem w coraz dłuższej serii prób. Siódmy mężczyzna Samarytanki był naprawdę Inny. Tak inny, że zapomniała o dzbanie z wodą i o pragnieniu. Św. Augustyn mawiał, że niespokojne jest serce ludzkie, dopóki nie spocznie w Bogu.
Każde zmęczenie niesie zatem w sobie przypomnienie pragnienia Życia, którego nie mamy w sobie. W pewien sposób może stać się cenniejsze niż każda działalność i zabieganie, ponieważ odsłania prawdę o nas. Owszem, może się zdarzyć, że będziemy próbować dostępnymi nam środkami przeciwdziałać zmęczeniu, próbując jak najszybciej odzyskać siły i o nim zapomnieć. Wcześniej czy później jednak przychodzi zmęczenie zmęczeniem i tęsknota za prawdziwym wytchnieniem. Wówczas uszy nasze stają się szczególnie wrażliwe na zaproszenie Jezusa: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28). Zaproszenie, które z trudem mogą usłyszeć wypoczęci i pełni sił… Zmęczenie stoi na straży naszego człowieczeństwa. Chroni je często wbrew nam samym.
Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym. Nie zawdzięczają swej nauki jakimś pomysłom czy marzeniom niespokojnych umysłów, nie występują, jak tylu innych, w obronie poglądów ludzkich. Mieszkają w miastach greckich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosują się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz nie do uwierzenia prawa, jakimi się rządzą. Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawa. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są zapoznani i potępiani, a skazywani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im niedostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Karani, radują się jak ci, co budzą się do życia. Żydzi walczą z nimi jak z obcymi, Grecy ich prześladują, a ci, którzy ich nienawidzą, nie umieją powiedzieć, jaka jest przyczyna tej nienawiści. Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie. Duszę znajdujemy we wszystkich członkach ciała, a chrześcijan w miastach świata. Dusza mieszka w ciele, a jednak nie jest z ciała i chrześcijanie w świecie mieszkają, a jednak nie są ze świata. Niewidzialna dusza zamknięta jest w widzialnym ciele i o chrześcijanach wiadomo, że są na świecie, lecz kult, jaki oddają Bogu, pozostaje niewidzialny. Ciało nienawidzi duszy i chociaż go w niczym nie skrzywdziła, przecież z nią walczy, ponieważ przeszkadza mu w korzystaniu z rozkoszy. Świat też nienawidzi chrześcijan, chociaż go w niczym nie skrzywdzili, ponieważ są przeciwni jego rozkoszom. Dusza kocha to ciało, które jej nienawidzi, i jego członki. I chrześcijanie kochają tych, co ich nienawidzą. Dusza zamknięta jest w ciele, ale to ona właśnie stanowi o jedności ciała. I chrześcijanie zamknięci są w świecie jak w więzieniu, ale to oni właśnie stanowią o jedności świata. Dusza, choć nieśmiertelna, mieszka w namiocie śmiertelnym. I chrześcijanie obozują w tym, co zniszczalne, oczekując niezniszczalności w niebie. Dusza staje się lepsza, gdy umartwia się przez głód i pragnienie. I chrześcijanie, prześladowani, mnożą się z dnia na dzień. Tak zaszczytne stanowisko Bóg im wyznaczył, że nie godzi się go opuszczać.